czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 1

1

TO CIĘ NAUCZY, ŻE NIE POWINNAŚ BAWIĆ SIĘ W GANGSTERKĘ TYLKO ODRABIAĆ LEKCJE!


Weszłam do wielkiego, przestronnego garażu, w którym unosiła się woń benzyny. Co za piękny zapach. Uśmiechnęłam się do siebie i podciągnęłam w górę moje opadające dżinsy biodrówki z Zary.
- Hej Lil - uśmiechnęła się Cassie, która stała przy moim Nissanie GT-R po tuningu i grzebała coś pod maską - Co tam?
- Nie co tam, tylko co ty robisz z moim ulubionym autem? - warknęłam na najlepszą przyjaciółkę. Nikomu nie pozwalałam dotykać mojego samochodu. Nawet jej. Nie obchodziło mnie, że nie chciała go zepsuć.
- Wymieniam pasek rozrządu - odparła jak gdyby nigdy nic.
Prychnęłam i zdjęłam z wieszaka czarną bluzę z kapturem. Nosiłam ją, aby nie ubrudzić białej koszulki smarami. Założyłam owe okrycie i podeszłam do auta, nad którym stała moja przyjaciółka.
- Cass, co mówiłam na temat dotykania... - zaczęłam - Nie! Choćby stania za blisko mojego Nissana?
- Chciałam ci zrobić niespodziankę! Nie bądź taką zołzą! - broniła się Cassie. Rzuciła we mnie szmatką, którą trzymała w dłoni i spojrzała na auto - Sorry.
- Dobra, przesadzam - powiedziałam łapiąc szmatkę i cisnęłam nią w kąt - Ale, żeby to był ostatni raz! Zrozumiano?
- Tak - uśmiechnęła się Jenner.
W ciągu kolejnych dziesięciu minut sprawdzałam czy Cassie nie popełniła żadnego błędu przy zmianie paska rozrządu. Musiałam przyznać, że zrobiła to bardzo profesjonalnie. Wszystko wyglądało jak należy i do niczego nie mogłam się przyczepić. A szkoda. Lubię pokazywać, że jestem najlepsza. Ale umiem docenić innych. Nie jestem wredną suką. Uśmiechnęłam się do Cassie, aby pokazać jej moje uznanie. Dziewczyna odwzajemniła gest i odgarnęła za uszy brązowe loki.
- Lily, ścigasz się dzisiaj? - zapytała niepewnie. Zaśmiałam się pod nosem. Co za głupie pytanie. Jeszcze nigdy nie opuściłam wyścigów. Przytaknęłam Cass i zaczęłam nasłuchiwać. Wydawało mi się, że ktoś idzie w naszą stronę. I nie myliłam się. W drzwiach garażu pojawiła się nasza niebiesko włosa koleżanka, Allie. Uśmiechała się zadziornie wymachując kluczykami do swojego fabrycznego ferrari. 
Allie tak jak ja ścigała się. Ale ona nie umiała sama podrasować auta i startowała fabrycznymi. Przez to jeszcze nigdy nie wygrała. Cassie już nie raz zwracała jej na to uwagę, ale ona ignorowała ją i rzucała tekst w stylu ,, Tatuś kupił mi drogie auto, wiec jestem najlepsza". Dlatego nie przepadałam za Allie. Ona była po prostu nadęta. Płytka. Taka jak dawna Lily de Villiers. Lily, z którą już dawno temu skończyłam.
- Hej Cassie. Hej Lily - Allie weszła do garażu z chytrym uśmieszkiem na ustach - Mówiłyście coś o wyścigach? Też startujesz?
Prychnęłam.

- Tak. Masz zamiar wystartować? Może wygrasz tym swoim fabrycznym gównem.
Cassie ryknęła śmiechem opierając się na masce swojego range rovera. Puściłam jej oczko po czym przeniosłam wzrok na Allie, która wyglądała na urażoną.
- Moje ferrari jest zajebiste - syknęła na co się zaśmiałam. Podeszłam do jej auta i podniosłam maskę.
- Co ty tu masz zajebistego?
Cassie niemal tarzała się po ziemi ze śmiechu. Czyżby znowu pokłóciła się z Allie. Nie zdziwiłoby mnie to. Te dziewczyny nie umieją żyć w zgodzie. Allie ciągle próbuje na marne udowodnić, że jest lepsza od Cass. Kiedyś nawet próbowała odbić jej chłopaka, ale Eliot wolał Cassie. Biedny chłopak był zdruzgotany, gdy Cassie miesiąc temu rozbiła jego serce na tysiące malutkich kawałeczków. Biedactwo. Cóż... Zdarza się. Nie każdy może być szczęśliwy.
- Wiesz co - zaczęła Allie - jeśli dzisiaj mnie przebijesz dam ci moje auto, ok? A jeśli ja cię wyprzedzę dasz mi swojego Nissana. Co ty na to?
Spojrzałam podejrzliwie na tę idiotkę. Czy ona wie, że nie ma ze mną szans. Proszę. Jestem najlepsza. No prawie. Toretto jest jednak ciutkę lepszy niż ja. Jeszcze nigdy z nim nie wygrałam. Ale mam taki zamiar.
Dominic Toretto był mechanikiem i  brał udział w nielegalnych wyścigach. Nigdy nie przegrywał. Był niepokonany. Osobiście nigdy z nim nie rozmawiałam, ale znałam jego siostrę, Mię. Była bardzo miła i często się widywałyśmy. Ja jednak nigdy nie pytałam o jej brata. Nie chciałam wyjść na wścibską, tym bardziej, że Mia była naprawdę fajna i była świetną kumpelą. Samego Dominica darzyłam dużym szacunkiem. Był królem wyścigów. Najlepszym w całym L.A. Nawet ja, tak zwana Królowa Toru, nie mogłam się z nim równać. Jednak Dominic jakiś czas temu wyjechał z Los Angeles i nikt nie wie co się z nim stało.
- Ty chcesz oddać mi swoje auto? - musiałam się upewnić czy dobrze słyszę i czy Allie nie oszalała.
- No co ty Lily! Myślisz, że ze mną wygrasz - Allie wsadziła kluczyk od ferrari sobie do ust. Co za ohyda.
Zastanawiałam się nad tym. Gdybym sprzedała ferrari Allie miałabym z tego trochę forsy. Bo na części na pewno się ono nie nadaje. Rzuciłam okiem na Cassie, która pokiwała głową na znak, żebym się zgodziła.
- Umowa stoi, Shierdan - zamknęłam maskę Nissana - A ty w ogóle masz tyle kasy, żeby wystartować.
Żeby się ścigać trzeba było coś postawić. Ja miałam sporo forsy. Przez ostatnie dwa lata zarabiałam na wyścigach i warsztacie. A, że moi rodzice byli milionerami mogłam zawsze liczyć na dofinansowanie. I tak nigdy nie pytali się na co mi forsa.
- Świetnie Lily - uśmiechnęła się - Zobaczymy się na torze.
Allie wyszła z garażu a Cassie rzuciła ciche ,,Nareszcie". Zachichotałam. Shierdan to straszna suka, której wydaje się, że jest gangsterką, bo bierze udział w nielegalnych wyścigach i ćpa. Szkoda, że nie wie, że to ja przemycam towar dla takich jak ona. Od razu przestałaby ćpać. Ale ktoś dopilnuje, żeby nigdy się nie dowiedziała. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Lily szykujesz się na wyścigi? - spytała Cassie kierując się do swojego range rover.
- Później. Muszę wymienić opony - odparłam przyglądając się moim starym oponom. Były kompletnie łyse, bo w zeszłym tygodniu Stuart postanowił nauczyć mnie driftu. Nic nie zaczaiłam, ale dwa razy musiałam zmieniać opony. Dzięki Stu.
- Okej, zostawiam cię tu samą z twoim jedynym życiowym pocieszeniem - zachichotała Cass wskazując na Nissana.
Pokręciłam głową i z uśmiechem na ustach zabrałam się za zmianę opon. Uwinęłam się z tym w jakieś piętnaście minut. Do dziewiątej miałam jeszcze jakieś cztery godziny, a nie jestem jedną z tych dziewczyn, które cały dzień się szykują. Zabrałam się za mycie auta i wtedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Mia Toretto. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Halo? Mia?
- Hej Lilo - Mia miała piękny melodyjny głos - Będziesz dziś na wyścigach?
- Oczywiście, że będę. A co?
- Nic. Mój brat ma do ciebie sprawę.
- Dominic? Jaką sprawę?
Zdziwiłam się. Dominic widział mnie tylko parę razy na wyścigach i nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Czemu starszy Toretto miałby czegoś ode mnie chcieć?
- To nie jest rozmowa na telefon, Lily. Pogadamy na wyścigu.
- Ale...
Zanim się zorientowałam rozmowa została zakończona. Czego Dom chce? I dlaczego chce tego ode mnie? Przecież nie ma powodu dla, którego miałby chcieć mi coś zrobić. A po co innego mu byłam?
Te pytania dręczyły mnie cały dzień. Kiedy wróciłam do domu szybko poszłam wziąć prysznic. Umyłam moje długie loki i poszłam do pokoju się ubrać.
Gdy weszłam do pokoju zastałam niewiarygodny bajzel, który zostawiłam zeszłego wieczora. Ughh, trudno. Camille, nasza sprzątaczka, dziś przyjdzie, więc to ogarnie.
Wyjęłam z szafy potrzebne ubrania i założyłam je na siebie. Podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Wyglądałam  naprawdę super. Czarne spodnie doskonale leżały na moich szczupłych nogach, a ciężkie buty podkreślały mój charakter.
Zachichotałam. Gdybym pięć lat temu zobaczyła tak ubraną dziewczynę, wyśmiałabym ją. Ta... Ale z tamtą Lily de Villiers już skończyłam. Ona NIGDY już nie wróci. Jestem teraz kimś innym.
Wyszłam z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
 
***
 
Wysiadłam z auta zadowolona z siebie. Szyderczy uśmieszek wdarł się na moje usta kiedy podeszłam do panny Shierdan wyciągając rękę. Ta spiorunowała mnie wzrokiem. Suka, sama się prosiła. Uczciwie ją pokonałam i ona teraz wisiała mi auto. Chyba podrasuję to jej gówno i będę nim jeździć po mieście dla szpanu. Może i ferrari to nie jedno z najlepszych aut, ale robi wrażenie na ludziach.
- Poproszę - zwróciłam się do Allie, która była czerwona na twarzy i przyciskała kluczyki do piersi - Czekam.
- Nie ma mowy de Villiers - syknęła Allie - Nie oddam ci mojego wozu!
- Chyba jednak musisz - powiedziałam patrząc jej w oczy. Były przekrwione, jakby miała się zaraz rozpłakać.
Allie trzęsły się ręce kiedy podawała mi kluczyki do czerwonego ferrari. Ścisnęłam je w dłoni i uśmiechnęłam się szeroko.
- Dzięki, Shierdan.
Zaśmiałam się i ruszyłam w stronę Cassie i rzuciłam jej kluczyki. Dziewczyna złapała je bez najmniejszego problemu i puściła oczko do Shierdan. Boże, jak ja ją uwielbiam!
- Lilo, ktoś na ciebie czeka - powiedziała Cassie.
Zamarłam. Miała na myśli pannę Toretto?
Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo znajomego nie było. Tylko tłum ludzi, których kojarzę z widzenia. Nic ciekawego. Obśliniające się na autach pary wyglądały odpychająco, a spoceni faceci oglądali moje auto. Kilku z nich wcześniej podchodziło mi gratulować, a sporo z nich postawiło na mnie kasę. W końcu, kto jest tak głupi, żeby postawić na Allie? To czysty idiotyzm.
- Kto? - zapytałam przełykając ślinę. Jeszcze nigdy się tak nie denerwowałam. Nie, w sumie tej nocy kiedy ja i Mel zesz... Nie to nic w porównaniu z tamtym. Wtedy myślałam, że zwymiotuję, albo dostanę zawału. I zawsze tego żałowałam.
- Zaraz się dowiesz. Czeka na ciebie w klubie - odparła Cassie i poszła pogadać z Zackiem.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę klubu o nazwie Turbulencja. Był to klub tylko dla dorosłych, ale już nie raz mnie tam wpuszczali. Głównie dlatego, że był to klub mojego szefa. I dlatego, że wszyscy mnie kojarzyli. Ksywkę Lilo znał każdy.
Tym razem też mnie wpuścili. Gangsterka daje wiele korzyści. Szłam przepychając się pomiędzy ludźmi, aż w końcu zauważyłam barmana, którego znałam z widzenia. Podeszłam do niego i zapytałam:
- Jest Toretto?
Chłopak otworzył szerzej oczy ze strachu. Jednak skinął głową w stronę czarnych drzwi za którymi znajdował się ciemny korytarz prowadzący do pokoju dla VIP'ów.
- Dzięki - mruknęłam w stronę kolesia i poszłam we wskazaną stronę. Otworzyłam drzwi z napisem VIP i przeszłam przez długi, nieoświetlony korytarz. Nigdy tu nie byłam, gdyż pokój VIP-ów jest dla tych wszystkich bogatych dilerów. Takich jak ten, dla którego pracuję.
Weszłam do ciemnego pomieszczenia. Było jakieś takie dziwne. Kojarzyło mi się z domem Jamesa. Ściany były poobdrapywane. W centrum pomieszczenia znajdował się szklany stolik po brzegi wypełniony różnego rodzaju alkoholami. Wokół niego znajdowały się dwie czarne, skórzane kanapy. Na jednej siedział wysoki, łysy mężczyzna
wyglądający jak typowy gangster. Miał duży nos i małe, głęboko osadzone oczy. Miał na sobie ciemne dżinsy i biały T-shirt. Wyglądał bardzo seksownie, choć był dla mnie za stary. To musiał być Dominic Toretto.
- Jesteś Lilo, prawda? - spytał nie podnosząc wzroku z nad szklanki z wódką. Miał głęboki, męski głos.
- Tak - odparłam i poprawiłam czapkę na głowie.
- Dużo o tobie słyszałem od Mii - zaczął - Wiem, że się ścigasz. I, że jesteś naprawdę dobra. Muszę przyznać, że miała rację. Widziałem cię w akcji. Możesz się ze mną równać.
- Serio? - niedowierzałam własnym uszom. Czy Dominic Toretto właśnie powiedział, że jestem tak dobra jak on? Nie, nie wieżę.
- Serio. I dlatego chcę ci coś zaproponować.
- Co takiego?
Dominic gestem nakazał mi usiąść. Wykonałam polecenie i słuchałam dalej.
- Słyszałaś o napaściach na ciężarówki? - pokiwałam głową na TAK - Chciałbym zaproponować ci współpracę w tej... dziedzinie. Co ty na to?
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Dlaczego proponujesz to akurat mnie? - zacisnęłam ręce na oparciu kanapy.
Dominic westchnął głośno po czym zgarbił się i zamknął oczy.
- Bo szukam zaufanych ludzi - rzekł - A moja siostra mówi, że można ci ufać.
Zamyśliłam się. Gdybym przyjęła propozycję musiałabym wszystko zostawić. Rodziców, Cassie, przyjaciół. Ale w życiu czasem trzeba coś poświęcić. Już kiedyś zaczynałam od nowa. I to naprawdę piękne uczucie.
- Zgadzam się - oznajmiłam śmiało.
- Świetnie. Masz osiem godzin, żeby się spakować i oszukać rodziców. Potem jedziemy.
- Dokąd - dopytywałam.
Dom spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Tego jeszcze nie wiem.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Prolog

 
GDZIE JEST MELANIE ZIGLER?
 
 
Zastanawiasz się czasem jakie byłoby twoje życie bez tych wszystkich bliskich osób? Pomyśl tylko. Siedzisz sam w pustym domu i nie masz nawet z kim pogadać przez telefon. Nikomu nie możesz się zwierzyć. Nikomu nie możesz powierzyć swoich sekretów. A przecież to zbliża nas do siebie. Tajemnice wiążą ludzi. Są jak kajdanki ze stali. Jeśli powierzysz komuś tajemnicę musisz dochować jego sekretu.
Tak, przyjaciele to skarb. Prawie taki jak wrogowie.
Nie, to nie jest żart. Na pewno znasz to przysłowie: wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.
Wrogowie działają jak sekrety. Dzięki nim jest ciekawie.
Gdybyś nie miał wrogów, nie miałbyś przyjaciół.
Trzeba zachować równowagę życiową.
 
***
 
- Nareszcie wakacje! - Lily de Villiers nałożyła na nos przyciemniane okulary od Coco Chanel. Przeglądała najnowsze wydanie Teen Vogue i popijała koktajl truskawkowy.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że rodzice kazali mi przesunąć imprezę - jęczała Melanie Zigler podciągając się na leżaku. Poprawiła górę różowego bikini po czym spojrzała na Lily ze smutkiem - Przez to będziemy musiały przesunąć nasz wyjazd na wyspy kanaryjskie!
Lily zachłysnęła się koktajlem.
- Co?!
Właśnie zaczęły się wakacje między szóstą a siódmą klasą. Lily de Villers i Melanie Zigler spędzały piątkowe popołudnie na terenie posesji de Villiers'ów robiąc to co potrafiły najlepiej: obgadywały tych, którzy nie byli tak odjazdowi jak one.
- Lilka, widziałaś Gebriellę Noris na zakończeniu roku? - zapytała Mel - Miała tę ohydną żółtą spódnicę, którą miała na sobie wcześniej profesor Polansky.
- Ugh - wykrzywiła się Lily - I podrywała mojego ex Liama Sandersa.
- Bidula myśli, że ma u niego szansę? - prychnęła Mel - Ona ma dupę niżej niż ja kolana.
Obie dziewczyny wybuchły śmiechem. Jako najpiękniejsze i najpopularniejsze dziewczyny w całym Salem, wytykały innym ich niedoskonałości. I nie miały żadnych zahamowań. Szydziły z Lesli Breaks, która miała cukrzycę, że jest gruba; naśmiewały się z Iana Morisa, że jest gejem i nikogo nie oszczędzały. Mimo tego wszyscy je podziwiali. Może chodziło o wygląd. W końcu Melanie i Lily były, bez dwóch zdań, piękne.
Lily miała jasne włosy, które formowały się w idealne loki, wielkie, niebieskie oczy; idealnie owalną, sercowatą twarz i nienaganna figurę. Mogłaby zostać modelką, gdyby nie niski wzrost. Jej rodzice byli obrzydliwie bogatymi ludźmi, więc Lily zawsze nosiła ciuchy od znanych projektantów. Jej szkolny mundurek zawsze perfekcyjnie na niej leżał a uśmiech topił każde serce.
Melanie była latynoską o brązowych oczach i prostych włosach tego samego koloru. Znała się na najnowszych trendach i zawsze była ubrana według nich. Chłopcy padali jej do stóp. Wyglądała znacznie doroślej niż Lily, która była, według płci przeciwnej, przesłodka. Melanie uchodziła natomiast za tą seksowną.
Mel i Lily zaprzyjaźniły się w pierwszej klasie czyli sześć lat wcześniej. Od tego czasu były nierozłączne, a ich uroda i wrodzony wdzięk chwytały innych za serca.
- Jak można się tak zapuścić? - zaszydziła Lily spoglądając na swojego LG. Czekała na wiadomość od swojego chłopaka Daniela.
Dziewczyny jeszcze pół godziny były zajęte obgadywaniem ludzi ze szkoły, aż Mel powiedziała:
- Lilka, muszę już iść. Mama na mnie czeka.
Dziewczyny pożegnały się i Melanie wyszła. Natomiast Lily rozmawiała przez telefon ze swoją koleżanką z Los Angeles - Cassie. Zanim blondynka się zorientowała zaczęło się ściemniać. Lily zakończyła rozmowę i spojrzała na czas jej trwania.
- Na szczęście rodzice za to płacą - mruknęła do siebie.
Lily kilka razy próbowała zadzwonić do Mel, ale za każdym razem włączała się poczta głosowa. Dziewczyna zrezygnowała. Owinęła się w szlafrok i weszła do domu. W salonie przebywał jej brat James. Usiadła obok niego na kanapie i zaczęła oglądać Kac Vegas razem z nim.
- Wszystko ok? - spytał James. Brat Lily był czarnowłosym, dobrze zbudowanym chłopakiem o pięknych niebieskich oczach jak u Lily. Z tą różnicą, że oczy dziewczyny były bardziej lodowate. Jej spojrzenie było z tego powodu zawsze oziębłe. James był starszy od Lily o cztery lata i często dokuczał siostrze.
- Czemu coś miałoby być nie ok? - Lily zawiązała szlafrok.
- Bo z własnej woli siedzisz ze mną i oglądasz film? Pokłóciłyście się z Mel? - drążył James.
- Nie. Po prostu się nudzę - powiedziała Lily i ignorując brata poszła do swojego pokoju, który znajdował się na trzecim piętrze wiktoriańskiej willi de Villiers'ów. Weszła do sypialni i położyła się na wielkim, wygodnym łóżku i przykryła się satynową pościelą. Nie chciało jej się przebierać. Była zbyt zmęczona po porannym joggingu i pływaniu w basenie z Mel. Po prostu odstawiła telefon koło łóżka i zasnęła.
 
***
 
Następnego ranka Lily wstała z łóżka o jedenastej. Kiedy zorientowała się, że nadal jest we wczorajszym bikini, szybko pognała do łazienki. Umyła się i przebrała w prostą czarną sukienkę na ramiączkach. Związała włosy w niechlujnego kucyka i wyszła z domu. Po drodze mruknęła ciche ,, Cześć " do Jamesa.
Dzień wydawał się ponury. Chmury zasłoniły słońce, a powietrze było chłodne, nawet jak na Oregon. Ludzie snuli się po ulicy jakby ciągnęli za sobą worki wypełnione głazami. Jednak Lily nie zwracając uwagi na pogodę pobiegła w kierunku ulicy Madison Street. Jej białe klapki na koturnie stukały o chodnik wydając dziwny klapiący dźwięk. Niesforne kosmyki, które zwisały po obu stronach twarzy dziewczyny, spadły jej na lodowato niebieskie oczy.
Kiedy Lily znalazła się na ulicy Madison Street jej serce niemal zamarło. Ulica, na której mieszkała Melanie była jedną z bogatszych dzielnic Salem. Wszystko było tu takie nowoczesne, a domy w niczym nie przypominały wyglądającej niemal jak pałac, wiktoriańskiej willi Lily.
Przed ogromnym domem Melanie Zigler stały dwa radiowozy policyjne. Czyżby policja dowiedziała się o ich tajemnicy? Nie, to było nie możliwe. Kto miałby ich poinformować? Może ktoś wiedział o Ho...
Lily podbiegła do domu przyjaciółki. Na trawniku stała roztrzęsiona Ester Zigler, matka Melanie. Jej mąż, Hubert Zigler rozmawiał z policjantem. Nigdzie nie było widać Melanie.
Lily podeszła ostrożnie do matki Mel. Kobieta miała rozmazany makijaż i potargane włosy.
- Pani Zigler - zaczęła niepewnie Lily - co się stało?
Pani Zigler spojrzała przekrwionymi oczami na trzynastolatkę.
- Lily - załkała - Melanie zaginęła.
 
Policja bezskutecznie prowadziła poszukiwania Melanie Zigler. Dziewczyna jakby rozpłynęła się w powietrzu. Żadnych śladów, podejrzanych. Nic. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Nikt jej nie widział. Policja przesłuchała chyba każdego mieszkańca Salem. Jednak na darmo. Melanie się nie znalazła.
Wakacje dobiegły końca, a  Melanie Zigler się nie odnalazła. Jakby wyparowała. Rozpoczęła się siódma klasa, a Lily codziennie po szkole siedziała w lesie, przy wodospadzie - ulubionym miejscu Melanie. Nigdy o niej nie zapominała. Czasem wstawała w środku nocy i patrzyła w las, jakby Melanie miała tam stać i na nią czekać.
Kiedy minął rok od zniknięcia Melanie wszyscy o niej zapomnieli. Policja przestała prowadzić śledztwo, a w szkole nazywano ją ta, która zaginęła. Jednak Lily nadal pamiętała o swojej dawnej przyjaciółce. Nie miała wprawdzie depresji, ale rodzice uznali, że lepiej jeśli córka wyjedzie. Dlatego równo rok od zaginięcia Melanie Zigler rodzina de Villiers spakowała walizki i wyjechała do słonecznego Los Angeles. Wtedy nawet Lily zapomniała o Mel. Zapomniała o wspólnie spędzonym czasie, czytanych czasopismach i bitwach na poduszki podczas nocnych imprez. Zapomniała nawet o wspólnym pamiętniku, który prowadziła razem z Mel. Tydzień przed wyjazdem zakopała go przy wodospadzie, siedem stóp pod ziemią.
 
 
Uwaga!
Dnia 30. 06. 2010r. zaginęła Melanie Zigler (13 l)!
Minął już rok odkąd dziewczyna nie wróciła do domu!
Gdyby ktoś ją widział prosimy o pilny kontakt z policją Salem!
Tel: 221 569 696
 
 
 
                                               Melanie                                                   Lily